sobota, 23 sierpnia 2008

23: India only/Tylko Indie w GW



Polecam dzisiejsze Wysokie. Jest tam o publicznym macaniu kobiet, i o przedziałach ladies only, o tragicznym losie wdów, o patriarchacie, feministkach i o Froncie Zjednoczonych Kobiet. Zajrzyjcie, a poznacie też taką hinduską Rajkowską i jej fascynacje ciałem i jego wydzielinami.
A historię Francuzów - Carol i Michela - już dawno powinnam wpisać w kalendarz moich prywatnych marzeń w rubrykę "plany". Toteż wpisuję. Na czerwono.

PS Dziś dwudziesty trzeci. Tym, którzy wiedzą, co to znaczy, powiem tylko tyle, że nastąpiło dziś, to co miało nastąpić już dawno. Jeszcze tylko druga część planu, chyba ta trudniejsza (a może wcale nie?), musi zostać wykonana.

wtorek, 19 sierpnia 2008

Ganesha likes milk/Pij mleko będziesz wielki!




Ganesha nadchodzi. Przełom sierpnia i września to jego święto. Niebawem indyjskimi ulicami miast zaczną przechodzić procesje tych, którym Ganesha jest bliski.
Będą rzucać kokosami o ziemię. Z całej siły.
Jeśli kokos się rozbije, następny rok będzie dobry.
Będą pić mleko. Kokosowe, only.
Będą nieść ogień.
Będą sypać kwiaty.
Będzie prawie jak w Boże Ciało.
Czteroręki Ganesha radośnie zamacha słoniową trąbą. Skąd ma tyle rąk, nie wiem (a może ktoś z was, moi drodzy, wie? wiem, że tu jesteście, widzę po rosnącej ilości odwiedzin na stronie, nie wstydźcie się, proszę...), ale wiadomo, dlaczego ma głowę słonia. Otóż, jak mówi legenda, Ganesha urodził się, kiedy jego ojca, wielkiego Siwy, nie było w domu. Wychowywała go żona Siwy, Parwati. Pewnego razu matka poprosiła Ganeshę, by pilnował drzwi w czasie jej kąpieli, kiedy nagle, po długiej nieobecności pojawił się Siwa i chciał się dostać do środka. Młody Ganesha dzielnie bronił wejścia do matki. Rozwścieczony ojciec, nie wiedząc, że to rodzony syn, odrąbał mu za karę głowę. Gdy dowiedział się, co zrobił własnemu dziecku, postanowił naprawić wyrządzoną krzywdę i dać Ganeshy głowę pierwszego napotkanego zwierzęcia. A że był nim słoń, Ganesha ma nos w rozmiarze XXL.

Ganesha, oprócz tego, że jest patronem biznesmenów, ale i złodziei (to taki duchowy odpowiednik Merkurego), to jeszcze zajmuje się cudami. Pewnego ranka, a było to 21 września 1995 roku, w świątyni w New Delhi Ganesha napił się mleka. W tym samym momencie napił się też w świątyniach hinduistycznych m.in. w Nowym Jorku, Australii, Nowej Zelandii, we Włoszech, W Niemczech i Danii. I na Sri Lance. Pił tak przez kilka godzin, niektóre źródła podają, że do południa, inne, że spragniony był przez 72 godziny. A potem przestał. Światowa Rada Hinduistyczna uznała, że kamienne posążki Ganeshy wchłaniające mleko to nic innego jak cud. Sceptycy (np. Discovery Channel i National Geographic) twierdzili (np. w programach tv), że to zwykłe oszustwo, mające na celu zwiększenie sprzedaży mleka, a figury je wchłaniające nie są wykonane z kamienia lecz z różnych łatwo absorbujących płyny materiałów, przypominających jedynie kamień.

Ganesha jest cwaniutki. Nie dość, że spija sobie mleko, to ma jeszcze dwie małżonki o wiele mówiących imionach: Buddhi, czyli inteligencja i Siddhi, czyli sukces.

Chyba go lubię.

A poniżej kilka zdjęc ze święta na jego cześć, w którym miałam przyjemność uczestniczyć dawno, dawno temu, w dzielnicy hinduskiej w Paryżu. Z duchową obecnością i wsparciem pewnego obywatela Sri Lanki.

czwartek, 14 sierpnia 2008

Indian Independence Day: 15.08

Miłość jest czymś najmocniejszym na świecie, a jednak nie można wyobrazić sobie nic bardziej skromnego.

Mahatma Ghandi (2.10.1869-30.01.1948)



Dzięki niemu dziś świętujemy 62. rocznicę odzyskania niepodległości przez Indie.

Trudno mi napisać wielki, ważny i potrzebny tekst o nim i na jego cześć, nie podejmuję się. A na pewno nie dzisiaj, nie w tym stanie ducha i umysłu. Dlatego podzielę się z wami tylko kilkoma drobnostkami z jego życia codziennego:
Od 36 roku życia żył w celibacie, mimo że miał żonę.
Raz w tygodniu praktykował "dzień milczenia".
Był wegetarianinem, oczywiście.
Kiedy miał lat 37 przestał czytać gazety, bo uważał, że wprowadzają one zbyt duży haos w jego umyśle. Do lektury prasy powrócił po ponad trzech latach.
Kiedy wrócił z Afryki, gdzie pracował jako adwokat, zdjął na zawsze europejskie ubranie, uznając je za rażący przejaw luksusu i bogactwa. Sam tkał material na ubrania, zachęcał też do tego innych Hindusów.

Polecam bardzo ten film z Benem Kingsleyem w roli Gandhiego.

A tu usłyszycie jego prawdziwy głos.

Włosi pożyczyli sobie jego wizerunek do reklamy. Ciekawe, czy też mówiłby o miłości, gdyby się o tym dowiedział. Pewnie tak.


PS Nie sądzilam, że będe tutaj zachęcać do odwiedzenia tej przeklętej galerii, w której nie ma obrazów, rzeźb, ani nawet sztuki nowoczesnej. Ale, tak, tak, zachęcam do odwiedzenia Złotych Tarasów. W sobotę, 16 sierpnia od godz. 16. Festiwal Indyjski Vande Mataram. Przyjdźcie, bądźcie, patrzcie, słuchajcie narodowej pieśni hinduskiej Vande Mataram i tańczcie.
Namaste

niedziela, 10 sierpnia 2008

Happy Monday!/Jedziemy do pracy!


Mumbai

Say "NO" to Internet Ekshibitionism!

Błogosławiony ten, co nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa. Julian Tuwim (1894-1953)

Ten wielki i ważny cytat zmusza do zastanowienia się nad pisaniem. A dokładniej nad blogowaniem. No bo czym jest to blogowanie? Niektórzy twierdzą, że blogi są głupie, ale i tak piszą. Rzecz w tym, że wznoszą się na nieosiągalne dla innych poziomy cynizmu, co bywa śmieszne. Jednak psychiatrzy poczucia humoru nie mają i uważają, że blogowanie to terapia, więc radzą: piszcie, ale nie wszystko! I uważajcie na nieprzychylne komentarze, bo one mogą narobić wiele szkody waszemu ego. (Toteż u mnie włączone jest moderowane komentarzy. Ale ontheotherhand to przecież tak, jakbym rozmawiała z kimś i nie akceptowała argumentów, które mi się nie spodobają. Despotyzm blogowy. OK, wyłączę to moderowanie.) Z kolei psychologowie się martwią, bo żyjemy w blogu, dzięki niemu, dla niego.
A gdybyście nie wiedzieli, to wam powiem: najwięcej na świecie blogują zadufani w sobie ale wciąż my beloved Francuzi. Piszą, jakżeby inaczej, o sobie.

Może nie przypuszczalibyście, ale bloggerki i boggersi w Indiach też mają się dobrze. Tu jest dowód.

Kalkuta, bardzo ważny pracownik w pewnej bardzo ważnej organizacji pozarządowej. A może by tak powrócić do długopisów?

środa, 6 sierpnia 2008

Let's talk/Rozmawiajmy

Agra. Tym zdjęciem chciałabym nawiązać do poprzedniego wpisu. I dodać, że ta dzisiejsza, delikatna niechęć do blogów pewnie wynika stąd, że jestem starej daty.

Try to change this blog subject/Próba zmiany tematu

Miałam przeformułować tego bloga. Przestać pisać o Indiach. No bo ile można? Wyczerpanie tematu powinno nastąpić. Ani już tam nie jestem, ani nie planuję być w najbliższym czasie. Ale pisze Sanjay z Bodhgai. Że pada deszcz, monsun jest wyjątkowo obfity, więc z lekarstwami do wioski jeżdżą na motorach w pelerynach przeciwdeszczowych. W zeszłym tygodniu pojechali bez leków bo skończyły się pieniądze. Na szczęście na konto ktoś (zaprzyjaźniony biały) wpłacł 200 dolarów.
Pisze też Justyna, jest w Jaipurze, właśnie wróciła z Jodhpuru. Miasto pokazywał jej oczywiście przemiły Ram.

Z Kalkuty pisze Bip. Czy nie mogłabym mu w Polsce załatwić pracy? W branży IT? A właściwie to mogę też zostać ogrodnikiem w twoim ogrodzie. Dobra, ale nie mam ogrodu. Jeszcze.
A ten jeden list, na który bardzo bardzo czekam, nie przychodzi. Nie wiem, czy przyjdzie.
Tak więc, póki co, chociaż chcę, nie mogę za bardzo zmienić tematu tego bloga. Mogę tylko pozwolić sobie na pewne dygresje, które i tak na koniec pewnie okażą się związane z Indiami. Ale nie liczcie na to, że poddam się ogólnemu trendowi dającemu się zauważyć u bloggerów i będą to emodygresje (Uwaga, dowcip: Wiecie jak zdjąć emo z drzewa? Odciąć sznurek.). No bo, z całym szacunkiem, ale to dla mnie trochę jest dziwne: zamiast gadać ze sobą, to się ludzie wywnętrzniają przed ekranem komputera i przeżywają te różne stany ekscytacji, wiedząc, że właśnie ktoś, gdzieś to czyta (a może ONA? albo... ON?!). A ten ktoś, gdzieś to czyta, i faktycznie jak licealistka z wypiekami na twarzy czuje, że podgląda, że włazi w czyjeś życie, że gapi się w ekran, jak przez judasza w drzwiach, że jest szpiegiem, big brotherem. I zastanawia się, czy ma to, co czyta, traktować już osobiście, czy jest tylko przewrażlwiony. A potem spotykają się i się okazuje, że real to zupełnie inna historia.

Tak. Będzie tu więc t y l k o o Indiach.

Muzeum Indii, Kalkuta


PS Ma być nie-emo, więc napiszę to tak: Pewnej dziewczyny ostatnio przez chwilę tu nie było. Widziała światełko w tunelu i ma teraz drugie, lepsze życie. Tak, trzeba zakupić kask rowerowy. Tylko, że, hmm, gdzie znaleźć kask, który będzie pasował do mojego oldskoolowego roweru?!

niedziela, 3 sierpnia 2008

My Personal Ad/Reklama osobista

Każdy może! Ty też! Naprawdę! To jest bardzo miłe i poprawia nastrój. W dodatku za darmo! A po wszystkim poczujesz się wypoczęty i zrelaksowany, twoje emocje opadną, harmonia ogarnie twe ciało i ducha. Idee się ucieleśnią, poczujesz, że znowu masz kręgosłup moralny i że "stymuluje cię kosmos"*. I zachce ci się nawet powiedzieć "dzień dobry" tej sąsiadce, co się nigdy nie odzywa, a jak już coś powie, to jest to (w windzie): "ojezucotosięterazporobiłopaniepsyciaglewtejwindzieszczajom". Albo zmobilizujesz się i pójdziesz do tej galerii po drugiej stronie rzeki, do której wybierasz się od miesiąca i jakoś nie możesz dojść. Poczujesz skrzydła i wyślesz w końcu tego esemesa albo napiszesz mejla. Pojedziesz na Marysin. A może i na Żoliborz. Rzucisz palenie i picie. A może nawet, kto wie, ugotujesz obiad. Kto wie, do czego jeszcze będziesz zdolny po.

I nie chodzi tu wcale o sex. Choć i w tym zakresie bardzo pomocna jest YOGA.


Pamiętajcie: w każdą niedzielę sierpnia w Warszawie, Krakowie, Sopocie, Łodzi, Toruniu i Wrocławiu. Startujemy o 10.30. Seeya.


* Cytat z "Barbary Radziwiłłówny z Jaworzna-Szczakowej" Michała Witkowskiego. Piękny miałam dzień, kiedy to przeczytałam rano, jadąc autobusem do pracy.