piątek, 30 stycznia 2009

Four men and bed/Czterech mężczyzn i kanapa

I had a dream yesterday..

Dziś nad ranem śniło mi się, że z mojego mieszkania ktoś wynosi moją kanapę. Białą, miękką, obitą pluszową tkaniną w kawowo-białą kratkę. Ja leżałam na tej kanapie – to była pierwsza perspektywa. Niosło ją/mnie czterech mężczyzn.
Druga perspektywa była inna. Mocniejsza. Stałam przy schodach i obserwowałam jak drzwi od mieszkania otwierają się powoli, a potem tyłem wychodzi człowiek, za nim wynurza się bok kanapy, potem dwaj mężczyźni trzymający kanapę za środek, i czwarty. Widzę, co się dzieje, że to kanapa, wiem, że moja (chociaż wcale takiej nie mam!), więc krzyczę: zostawcie, to moje, dlaczego to robicie, o co chodzi. A oni nic. Nie reagują, nie słyszą mnie?! Jakby mnie w ogóle tam nie było. Rzucam się na nich i chcę wyrwać kanapę, przecież nie będę miała na czym spać! Ale to nic nie daje, mój opór jest dla nich najwyraźniej zerowy.

Ach, ważna rzecz – panowie ci są Hindusami! Reprezentują wąsaty typ hinduskiej klasy średniej w koszuli w kratkę, podrabianych dżinsach, trzymających się w pasie umiejscowionym wysoko ponad klasycznym miejscem, w którym mężczyzna europejski nosi pasek, i w sportowych butach. W końcu zmęczeni stawiają kanapę na korytarzu. Siadam na niej, dalej nie pójdą, basta! Ale oni po chwili ją podnoszą i idą dalej. Mnie najwyraźniej nie ma... Wnoszą ją do jakiejś kanciapki za rogiem korytarza (w rzeczywistości nie ma na mojej klatce żadnego takiego korytarza; jest inny na półpiętrze, słabo oświetlony, nigdy się tam nie zapuszczam). Pokój jest mały, zadymiony, na podobnej kanapie siedzą kobiety, palą papierosy i piją herbatę w szklankach na spodeczkach. Przez przeszklone, półotwarte drzwi widać stół, na nim talerz z ciastem, jakieś czekolady. W rogu gra telewizor. Znam to pomieszczenie. Kurczę, co to za miejsce? Obserwuję, jak Hindusi stawiają kanapę w wolnym rogu. Jeden z nich macha ze zrezygnowaniem ręką: A tam, nic z tego. On i pozostali prawie natychmiast padają zmęczeni na tę kanapę. Zapalają papierosy, nic nie mówią. Widzę to wszystko, i zaczynam płakać. Czuję złość – dlaczego oni mi zabrali tę kanapę? Nagle, widzę, że w pokoju siedzi też ona, ta pisarka (nie mogę podać nazwiska, bo jest podobno bardzo drażliwa na tym punkcie)! Absurdalna myśl przychodzi mi do głowy: dlaczego nie dałam na okładkę najnowszego numeru gazety jej zdjęcia?! Przecież ona m u s i się tam pojawić! I wtedy się budzę, z płaczem.
I nie wiem, dlaczego płaczę. Pamiętam, że kanapa i że ten pokój, że pisarka, nie kumam, zasypiam. Jest siódma.

Redakcja interpretuje sen - niezmiennie i jak zawsze niezawodnie - w jednym duchu: Może to znaczy, że zmienisz partnera? A może ktoś chce, żebyś spała na jego kanapie? Wyrzuć to łóżko! Przez nie tylko łzy! A może to ona (ta pisarka) w ten sposób mówi ci, że powinnaś jednak dać jej zdjęcie na okładkę, co? Bo jak nie, to kłopoty łóżkowe normalnie.

No aż sprawdzam!
snimy.pl: Ktoś będzie o tobie plotkował.
sennik-online.net: Spokojna starość.
dreammoods.com:
- To dream that you are searching for a bed, suggests that you are having difficulties acknowledging your intimate self. You may be feeling inhibited in expressing your sexuality. Alternatively, it may also mean that you are looking for domestic security and happiness.

- To dream that you are floating or lifting up into the air from your bed, suggests that you are feeling helpless and disconnected from those around you. Your ideas may be alienating people. You might need to tone down your personality a bit.

***

Wieczorem dzwonię do mamy. Jest od kilku dni w szpitalu. Opowiada przejęta:
Dziś rano płakałam. Nie mogłam się ruszyć, bo nogi mi się trzęsły, były jak z waty. Zmarła sąsiadka na łóżku obok. Czterech lekarzy próbowało ją ratować. Męczyli się, reanimowali, krzyczeli, starali. A tam, nic z tego! W końcu wzięli we czterech to łóżko i ją wywieźli. Jakoś o siódmej rano to było.

Rozumiem teraz. Ta kanciapa to przecież pokój pielęgniarek na Oddziale Kardiologii w Bielańskim. Chodziłam do nich tyle razy, np. po gorącą wodę na herbatę z plastikowego czajnika, który we śnie stał tam, gdzie zawsze. Zawsze tam mają ciasto. I te czekolady, co im pacjenci wkładają do kieszeni fartuchów.

Nie wiem, jak to skomentować. Znajoma ma tak, że jak bliska jej osoba ma napisać esemesa, to ona bierze do ręki telefon i czeka, aż esemes przyjdzie. I wie dokładnie, od kogo i kiedy. Ale ta wiedza trwa jakieś 3 sekundy przed tym jak esemes przyjdzie. Podobno koty podbiegają do mających zadzwonić telefonów. Moja Niuńka tak nie ma, ma wręcz przeciwnie. Kiedy dzwoni, ucieka na szafę. Schodzi po chwili i kiedy rozmawiam przez telefon stacjonarny, z zazdrości gryzie kabel, a kiedy przez komórkę – gryzie moje nogi.
Ale wracając do snu i do komentarza – może tak: Myślcie o tym, co wam się śni. Jako racjonalistce zawsze wydawało mi się, że myślenie o na pozór absurdalnych, niepowiązanych ani ze sobą ani z z rzeczywistością abstrakcyjnych snach do niczego nie prowadzi. Ale teraz to już nie wiem.


A to zwierzenie pozwoliłam sobie tu umieścić – jak się może domyślacie – ze względu na tych czterech Hindusów. Na zdjęciu zrobionym przez Edka (no dobra, dobra, i ze strony Edka pożyczonym. Ale tylko po to, żeby ten świat był lepszy.) jest trzech hinduskich lekarzy. Z czwartym jechałyśmy na drugim motorze my.

środa, 28 stycznia 2009

Pensons a l'avenir/Let's think of the future



I znowu nic o Indiach nie będzie. Chociaż pewnie gdybym się zaparła i gdyby było trochę wcześniej, to bym pewnie znalazła, że w składzie grupy, z którą śpiewa Cali (Bruno Caliciuri), jest ktoś, kto ma hinduskie korzenie, albo odbywał oczyszczającą podróż po Indiach, albo lubi curry. Ale nie chce mi się. Chcę za to powiedzieć tak:
Myślcie o przyszłości, planujcie. Miejcie marzenia, i realizujcie je. Nie poddawajcie się w obliczu trudności i racjonalizujcie. Ot, taki dydaktyzm z dobrego serca, hehe.
Ach, a propos marzeń i planów: kończą mi się powoli (jak widać) zdjęcia, więc muszę jechać zrobić nowe. Zacznę prawdopowodobnie w Punie. Niektórzy uznają to miasto za raj, o jakim spokojnie marzyć mogliby bohaterowie Michela Thomasa, lepiej znanego jako Houellebecq. Ale, że się Indiami nie interesowali, to nie wiedzieli, co się dzieje w Punie. Ja też jeszcze nie wiem, ale znajomy, który przeprowadził się tam właśnie z Kalkuty, relacjonuje na bieżąco swoje postępujące zaangażowanie w życie aśramu. Ja też się wkrótce zaangażuję.
नमस्ते

piątek, 23 stycznia 2009

Spring time/Wiosna

Benares

Dziś rano pod moim blokiem pojawiła się znajoma pani kwiaciarka. Ta sama, która w październiku sprzedawała gruszki i holenderskie truskawki. Dziś sprzedawała tulipany. Żółte, różowe, białe, czerwone. Prawdziwe. Wiosna przyszła w tym roku 23 stycznia.


Mumbai

wtorek, 20 stycznia 2009

Temptation/Kuszenie

Dziś jest 20 stycznia. Do końca lutego zostało 40 dni. I 40 nocy. Czas na kuszenie.
Co może się w tym czasie wydarzyć? Co?! Coś? Cokolwiek...

I nie chodzi mi wcale o film pt. "40 dni i 40 nocy". Choć może wcale nie byłoby tak znowu głupio wcielić w życie postanowienie głównego bohatera tego (podobno marnego, ale śmiesznego) filmu. Kuszenie to kuszenie. Uleganie lub trwanie. Wygrywanie lub przegrywanie. Ze sobą.

Różni ludzie doszukują się wielu analogii, a nawet podobieństw pomiędzy Buddą a Chrystusem. Niektórzy uważają, że Budda jest wręcz pierwowzorem Chrystusa. Zatrzymajmy się na chwilę, moi mili, i weźmy taki prosty przykład jako materiał do tej krótkiej refleksji: Budda też był kuszony! Co prawda medytował kilka dni dłużej i był trochę starszy - miał wówczas 35 lat, podczas gdy Jezus umartwiał się jako 30-latek właśnie przez 40 dni i 40 nocy. Sidhattha Gotama siedział pod drzewem figowym w Bodhgai przez 49 dni i nocy, zanim stał się Buddą. Wcześniej włóczył się po wioskach i pustyniach, żyjąc w całkowitej ascezie i smutku. Doszedł jednak do wniosku, że zamartwianie się i ascetyczny tryb życia nic nie dają, a osłabiają tylko ciało i umysł. Miał inny pomysł na dojście do jasności. Usiadł pod drzewem i postanowił nie wstawać, aż nie dozna oświecenia. A było 5 wieków przed Chrystusem.

Obaj mieli w sobie niepokój egzystencjalny... Adam Szostkiewicz w POLITYCE z 15 grudnia 2008 roku pisał tak:

Gautama jest kuszony, by wstał spod rozłożystego figowca i przerwał medytację. Mara, indyjski szatan, bombarduje go złymi wieściami, podsuwa erotyczne wizje, napuszcza żywioły przyrody. Mara żąda dowodów, że Gautama nie jest szarlatanem, że nie szuka tylko rozgłosu. Lecz tak jak Jezus na pustyni, Gautama nie ulega kusicielowi. A świadczy za nim Ziemia, której Gautama dotknął dłonią atakowany przez Marę. – Ja jestem jego świadkiem – odzywa się Ziemia głosem gromu. Uderzająco podobną scenę znajdujemy w Ewangelii: – Tyś jest mój Syn umiłowany – odzywa się niebo na widok Jezusa wychodzącego z Jordanu, gdzie przyjął chrzest od Jana.


Ciekawe, kim będę za 40 dni i nocy.
Czy coś/ktoś zagrzmi? A jeśli tak, to będzie miał powód do grzmienia?

Nie, nie, no co wy! Wcale nie uważam się za kolejne wcielenie któregoś ze wspomnianych tu bohaterów. Otóż za 40 dni i nocy, jak wspomniałam, będzie koniec lutego. Koniec lutego to: koniec zimnego łóżka, koniec samotnych pryszniców i śniadań, koniec kupowania jednego kotleta sojowego (zamiast dwóch), koniec wysokich rachunków za telefon, koniec nocnych pobudek na dźwięk przychodzącego esemesa, koniec miauczenia kota słyszącego otwierające się drzwi od windy na korytarzu, koniec legalnej marihuany, koniec kontraktu, koniec kryzysu.


Drzewo Buddy w Bodhgai, a jakże. Fot. www.wikipedia.pl

Empowerment of Women/Siła kobiet

Jawaharlal Nehru pierwszy premier Indii, około 50 lat temu powiedział:

You can tell the condition of a nation by looking at the condition of its women.



Dziś w Indiach:
* Każdego roku rodzi się 15 milionów dziewczynek.
Spośród nich tylko 25 procent dożywa 15 lat.

* Ponad 88 procent kobiet w ciąży jest niedożywiona.


* Kobiety pracują dłużej i ciężej niż mężczyźni.


* Kobiety w wioskach i z niższych kast jedzą jako ostatnie, nawet jeśli są w ciąży.


* Dziewczynki rzadziej posyłane są do szkoły niż chłopcy.

Źródło.

środa, 14 stycznia 2009

Bollywood in Hollywood

4 Złote Globy dla filmu "Slumdog. Milioner z ulicy".
To podobno "piękna, magiczna, wzruszająca historia. Prawdziwa historia." Polska premiera 27 lutego. Nie mogę się doczekać.


Danny Boyle, reżyser mówi o przeznaczeniu:

wtorek, 13 stycznia 2009

Do you see any differences?/Znajdź szczegóły różniące zdjęcia




***

Zdjęcia zrobiłam w następujących po sobie sekundach. Tym samym aparatem, z tymi samymi ustawieniami. Tylko w drugim przypadku nie zadziałała lampa. Hmmm. Twierdzę, że, na drugim zdjęciu Ona otworzyła oczy.

Zastanawiałam się nad zamieszczeniem tu tego zdjęcia. Przecież to tylko światło, prawda? Po prostu inaczej pada na powieki Matki Teresy. Podświetlając te wypukłości powoduje, że kiedy porównamy z pierwszym zdjęciem, wydaje się nam, że oczy są otwarte. Ale umieszczam. I czekam na racjonalistów, racjonalizatorów, trzeźwych i trzeźwo myślących. Logicznych (mężczyzn?), którzy wierzą nie temu, co widzą, ale dowodom.
Pomijając wszystkie uczucia związane z szacunkiem i podziwem, muszę przyznać, że po prostu Ją lubię. Nawet wbrew temu co uważał 10 lat temu pewien Niemiec-racjonalista. A raczej może dzięki temu jeszcze bardziej. Może też dlatego, że też jej Agnez było? W prezencie urodzinowym dostałam tę
książkę. OK, przyznaję, lektura jeszcze przede mną. Ale wiem na przykład, że kiedy żyła, siostry miały pewien zwyczaj: pod wysuwaną tabliczkę obok nazwy domu Motherhouse przy wejściu do zakonu przy A. J. C. Bose Road numer 54 wkładały informacje, czy Matka jest w domu. Jeśli była, zostawiały kartkę z napisem in, jesli nie - out. Zgadniecie, co jest napisane teraz? Brawo. Teraz jest in.
Powiem wprost: ja się tam czułam mistycznie. Siedzałam i patrzyłam jak zahipnotyzowana na jej grób, trochę drżałam pewnie. Nie, nie modliłam się, nie wiedziałam wtedy jak. Było błogo, dziwnie, ciepło, dobrze i bezpiecznie. Tym bardziej dziwnie, że za ścianą umierali ludzie. Opowiadam czasem o tym mistycznym przeżyciu ludziom, a oni na mnie wtedy dziwnie patrzą. "Taaak? Przeszłaś duchową przemianę? Oo. To ciekawe!" Whatever.
Tak było, naprawdę, Ona ciągle jest IN.

PS Przyrzekam, nic nie robiłam z tymi zdjęciami w Photoshopie.