środa, 29 grudnia 2010

Indian book about pregnancy/Indysjka książka o ciązy

Polecam tę książkę, jeśli kiedykolwiek będziecie w ciąży, albo chcielibyście sprawić dobry prezent jakiejś znajomej ciężarnej. "Magiczny początek, zaczarowane życie. Holistyczny poradnik dla kobiet w ciąży". To naprawdę niezła alternatywa dla wszystkich ciążowych poradników, które podchodzą do tematu w sposób fizjologiczny, biologiczny, a nawet fabryczny - dotyczący procesu fabrykowania dziecka - bo na tym koncentrują się amerykańskie książki, z których czerpią wiedzę te polskie kobiety, które nie mają np. doświadczonych babć czy mam. O koleżankach z pracy tu nie wspomnę, bo te zawsze mają rady na wszystko, nawet jeśli same nigdy w ciąży nie były. Takich poradników przejrzałam wiele, ale żaden mi jakoś nie pasował, a wiedzą nabytą w kilku z nich tylko ośmieszyłam się u polskiego lekarza, pytając np. gdzieś tak w 15 tygodniu ciąży, czy widać już płeć dziecka - bo w książce napisali, że już widać. Otóż na pewno nie widać. No chyba, że w stanach mają tak czułe ultrasonografy, że widać. W Polsce nie widać. "Niech pani nie czyta amerykańskich książek!" - usłyszałam już od kilku lekarzy. A więc nie czytam. Za to książka napisana przez indyjskiego lekarza, mieszkającego co prawda w Stanach, jest naprawdę inna niż ten cały pseudonaukowy momentami bełkot porównywalny do forów internetowych, gdzie kobieca naiwność naprawdę czasami mocno mnie zawstydza.



Oczywiście - sama też mało wiem, i coraz bardziej mam tego świadomość, kiedy np. na zajęciach w szkole rodzenia pediatra opowiada, że dziecko trzeba kąpać w krochmalu, a nie w płynach i mydłach dla dzieci, które podrażniają skórę. Mogłabym długo wymieniać, czego zaskakującego się dowiaduję, a przecież tyle dzieci bawiłam... Ale nigdy na poważnie nie zastanawiałam się nad przewijaniem, czyszczeniem uszu itp. W każdym razie książka Chopry jest też fajna dlatego, że daje wiarę w moc własnego ciała, siłę sprawczą myślenia i w naturę, która wiele rzeczy doskonale zaprogramowała. Naprawdę.

(Uwaga, teraz będzie kilka zdań, które niektórzy mogą uznać za uduchowiony bełkot wschodnich filozofii - spokojnie, to bardzo inspirujący bełkot:)) Z tych trzech wymienionych elementów (ciało, myślenie i natura) ajurweda - indyjska medycyna - podkreśla wagę myślenia i emocji. "Stajemy się tym, co widzimy". Czyli nasze doświadczenia kształtują to, jacy jesteśmy. Dźwięki, odczucia, obrazy, smaki, zapachy, emocje. Przytoczę proste ćwiczenie z tej książki, które obrazuje, jak mocno wpływają na nas nasze wyobrażenia, które powstały na podstawie doświadczeń:
- wyobraź sobie, że słyszysz obok siebie syrenę przejeżdżającego ambulansu
- wyobraź sobie, że użądliła cię pszczoła
- wyobraź sobie, że trzymasz w ramionach swoje dziecko
- wyobraź sobie, że jesteś świadkiem wypadku samochodowego
- wyobraź sobie, że wbijasz zęby w słodki soczysty owoc
- wyobraź sobie zapach skunksa


I co? Widzicie? Czujecie? Bije wam serce na myśl o ostatniej kraksie, w której w dodatku braliście udział - tramwaj, którym jechaliście przejechał człowieka, po czym gwałtownie zahamował, a jadący za nim drugi tramwaj, wjechał w ten pierwszy, gniotąc mu połowę tylnego wagonu? Czujecie cieknący z owocu sok? Właśnie. Wyobraźnia ma moc. W dodatku przekłada się na chemię i fizjologię organizmu - kiedy się boicie, wasz mózg produkuje hormony stresu, kiedy jest przyjemnie - uwalniają się endorfiny i encefaliny. Wszystkie te substancje przenikają do dziecka. Nihil novi, a jednak.
Współautorzy książki - lekarz David Simon i położna oraz instruktorka szkół rodzenia Vicki Abrams nie pozwalają Choprze koncentrować się jedynie na duchowości. Dlatego ta książka jest naprawdę holistyczna.

Polecam: Deepak Chopra, David Simon, Vicki Abrams "Magiczny początek, zaczarowane życie. Holistyczny poradnik dla kobiet w ciąży", przekład Michał Lipa, wydawnictwo Laurum, 34,90 zł.

czwartek, 23 grudnia 2010

Priest in India/Podróżujcie

Indie mnie osaczają. Jakby mówiły: "Nie damy ci zapomnieć o nas! Nie możesz rezygnować z planów, podróży, marzeń i mrzonek!". Wyskakują z szafki, którą otwieram – wysypują się z niej prezenty od starych znajomych z Indii, boleśnie o tęsknocie za gwarem i zapachami przypomina też pusta tubka po żelu do mycia twarzy Himalaya, stojąca smętnie na półce w łazience. A mój profil na CS pokazuje, że właśnie jestem w Delhi – dostaje mejle od Hindusów z ofertami spotkań i noclegów (jakiś błąd systemu, zdarza się, kiedyś pokazywał np. że jestem USA).
Idę ulicą i widzę szyld "Upominki. Dewocjonalia". Wchodzę, bo mam kilka cioć, które zawsze się cieszą z prezentów zakupionych w tego typu sklepie. Ten akurat mieści się na Pradze Południe i jest najbardziej zaskakującym sklepem z dewocjonaliami, jaki kiedykolwiek widziałam. Spędzam tam dobre kilkanaście minut wybierając ekologiczną torbę - waham się pomiędzy wizerunkiem Marylin Monroe i Audrey Hepburn. W śmiesznie niskiej cenie kupuję w końcu Marylin, jako że zawsze miałam wrażenie, że byśmy się doskonale zrozumiały, gdybyśmy się poznały. Przy kasie zadziwia mnie widok kilku pudeł z indyjskimi kadzidełkami – są wszystkie odcienie zapachów. A tak mi ich właśnie przecież brakowało. Kupuję oczywiście, tym razem truskawkowe. Przy okazji pytam panią sprzedawczynię, czy wie, do czego te kadzidełka służą religijnym hinduistom. Nie wie. – Ja tam się nie interesuję. Ludzie biorą, no to mamy – mówi leniwie.


Wychodzę ze sklepu i biegnę do domu, bo zaraz ma przyjść ksiądz po tak zwanej kolędzie. Właściwie to nie biegnę, bo nie przepadam za tego typu wizytami dobrodusznych pasterzy liczących dusze parafialne i zabierających koperty. Kiedy docieramy pod budynek, z klatki wychodzi właśnie dwóch roześmianych księży. Spóźniliśmy się. Jeden z nich, młody, w ładnej i modnej kurtce, przyjemnie pachnący jakimiś korzennymi perfumami zawraca jednak do nas. W domu staje zszokowany przed moim wielkim niebieskim obrazem przedstawiającym Buddę i pyta, czy my jesteśmy jego wyznawcami.
– Nie całkiem. Lubię po prostu niebieski kolor i bywam w Indiach – rzucam, jakbym Indie co najmniej raz w miesiącu odwiedzała.
– O! Ja też byłem! Całą północ przejechałem, i jeszcze Madras i Katmandu. Żeśmy nocowali u takich braci w Old Goa. Pięknie było.
– Oo... – nie mogę wyjść z podziwu. Ksiądz w Indiach! Zapewne taka reakcja świadczy o moich ograniczonych horyzontach. Zapewne.
– No i rozumiem pani sympatię... – dzwoni telefon, ksiądz odbiera: – No co tam, dziecko? Co?! Nieee no, nie, nie i jeszcze raz nie. Proszę cię, nie. Dobrze, na razie, pa – wyłącza komórkę i wzdycha ciężko: – Klerycy... – A ja już go bardzo lubię.
Reszta wizyty upływa na wspomnieniach z Indii, wymianie anegdotek i polecaniu sobie różnych miejsc. Nóżka na nóżkę - machamy sobie. Moje w różowych skarpetkach, jego w nowiutkich, lśniących czarnych półbutach dobrej firmy.
– Jak psu buda miesiąc wakacji nam się należy no nie?
- To już coś - w miesiąc można trochę zobaczyć.
- Tak! Jedyna niegrzeszna przyjemność jaka nam została. Ale teraz to wy chyba nigdzie nie pojedziecie, co?
– Teraz nie, ale za jakieś dwa latka to tak.
– Trzeba! Koniecznie z dzieckiem jeździć dużo po świecie. Pamiętajcie!

Pamiętajcie o tym i wy i planujcie jak najwięcej podróży, robiąc postanowienia na kolejny rok. Z dziećmi czy bez, ważne, żeby z głową na karku, poczuciem humoru i dystansem do siebie i świata, oraz wesołych świąt także wszystkim życzymy:)

czwartek, 9 grudnia 2010

Beat him when he's bad/Zbij go

"Kiedy mężczyzna źle postępuje, zbij go" - tak radzi w filmie "Różowy gang" Sampat Pal Devi, przywódczyni Gulabi Gangu działającego w stanie Uttar Pradesh.


Tak wygląda Sampat - na pierwszym planie. A gulabi = różowy. Sampat ma 55 lat, urodziła pięcioro dzieci. Zdjęcie pochodzi ze strony
World Women International.

Ta odważna kobieta napisała też książkę o tym, jak walczy o prawa kobiet w Indiach. Niestety nie wydano jej po polsku.


Założyła też swoje różowe miejsce w sieci: www.gulabigang.org

Mam nadzieję, że film "Różowy gang" obejrzę w sobotę. Zobaczcie trailer. A dla tych, którym nie uda się wybrać na projekcję np. w Warszawie (11 grudnia, godz. 18, kino Muranów), część filmu do obejrzenia jest
tutaj.