wtorek, 15 marca 2011

Lucky period/ Kobieta podczas okresu

Nie doświadczam dolegliwości menstruacyjnych od kilku dobrych, błogosławionych miesięcy. Dla kobiet Zachodu to dni, podczas których dajemy sobie taryfę ulgową, cierpimy, zwalniamy, przeczekujemy, w skrajnie bolesnych przypadkach niektóre z nas traktują te dni jako wyjęte z życiorysu - nie trzeba precyzować, wachlarz doznań jest szeroki. Generalnie chcemy zapomnieć, przeczekać. Ale pozwalamy sobie też wtedy na drobne przyjemności - więcej snu, leżenia z książką, oglądamy filmy, chodzimy na jogę, niektóre uprzedzają otoczenie, że to te dni, więc proszę mnie nie denerwować, albo z góry przepraszają za zbyt rozchwiane emocjonalnie reakcje. Wolno nam. Choć właśnie takie zachowanie uważam za zredukowanie w pewnym sensie kobiecości do doznań fizjologicznych. Zauważyli to też krytycy literaccy, którzy dość pogardliwie określali w latach 90. literaturę pisaną przez kobiety mianem literatury menstruacyjnej właśnie. Odwoływali się do motywów bólu, ekshibicjonizmu, doznań związanych z brzuchem i podbrzuszem i wynikających z tego różnych rozhisteryzowanych emocji i wywlekaniem na światło dzienne wszystkiego tego, co do tej pory było skrzętnie przez kobiety skrywane. Choć przecież nie tak do końca było. Mieliśmy np. kiedyś Irenę Krzywicką, a w latach 90. szokować zaczęła Gretkowska np. swoim "Kabaretem metafizycznym" pisanym na emigracji w Paryżu, którym zresztą zaczytywałam się będąc tam też na emigracji, ale wówczas jej sposób pisania nie był już tak bardzo szokujący. (Podobnie jak nie wstrząsnęła mną już sztuka "4.48 Psychosis" Sarah Kane - choć przyznaję, była przejmująca, ale nie szokująca - którą zobaczyłam w warszawskim TR gdzieś tak 4 lata po premierze - obyczajowość świata się zmienia.) A na Zachodzie kobiet piszących o doznaniach płynących z ciała było wiele (Anais Nin lub Erica Jong np.) Co ciekawe mężczyznom pisarzom wolno było pisać o ich doznaniach związanych z ejakulacją i posiadaniem penisa, a gdy zaczęły o sobie pisać w ten sposób kobiety, uznano to za literaturę trzeciorzędną. Kobiecą. Ale to temat na zupełnie inny wpis.



W Indiach kobiety nie piszą literatury menstruacyjnej, a na pewno - sprowadzając rzecz do poziomu słowa - nie robią tego podczas okresu. Okres to dla tych kobiet chwila wytchnienia, zwykle od czasem zbyt ciążących powinności i obowiązków małżeńskich. Jest to odpoczynek pozorny. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że kobieta, która ma okres, uznawana jest w Indiach za nieczystą (w wielu kulturach pierwotnych tak było i chyba nadal jest, np. w Islamie, o "nieczystych kobietach" mówi też Stary Testament, który uważa kobietę za "duchowo nieczystą" także po porodzie - po urodzeniu chłopca przez 7 dni, a dziewczynki przez 14 dni - dlatego dłużej, że kobieta rodzi kobietę, a więc przyszłą potencjalną matkę, która także będzie rodzić. Nie jestem etnologiem, a więc nie umiem powiedzieć na ile te wierzenia są obecne w dzisiejszych czasach, ale wydają mi się dość zaskakujące.) Kobieta indyjska w te dni właściwie może nie wychodzić z domu i nic nie robić. Poza pracą w polu - jeśli żyje na wiosce - z której nie jest zwolniona. Jako że wszystko w życiu tradycyjnej indyjskiej kobiety podporządkowane jest mężowi, kobieta podczas okresu nie musi się tak bardzo starać, by go zadowalać - w znaczeniu dosłownym i metaforycznym. Na miesiączkującą zamężną kobietę nałożonych jest wiele zakazów.
Np. nie może ona malować na powiekach czarnych kresek. Wierzy się, że kreski te przyciągają uwagę patrzącego i odwracają jednocześnie uwagę od samych oczu (dość pokrętne, ale taką rolę ma też spełniać malowanie pieprzyka na twarzy) i zapobiegają w ten sposób rzuceniu uroku przez patrzącego, dlatego też małym dzieciom matki malują na czarno oczy. Ale nie dlatego kobieta podczas okresu nie powinna malować oczu - nie może tego robić, bo jeśliby zaszła w ciążę w tym czasie (w Indiach wierzy się, że to możliwe), to dziecko byłoby ślepe.
Miesiączkująca nie może też fundować sobie przyjemności, jaką jest żucie betelu. Ten lekki narkotyk pochodzący z owoców betelu, ma działanie antyseptyczne, pobudzające trawienie i barwi jamę ustną na czerwony kolor, co uznawane jest w Indiach za erotyczny bodziec (dlatego np. kobiety malują sobie henną dłonie i stopy na czerwono - by zaznaczyć swoje dostępne strefy erogenne). Poza tym podczas żucia "z ust niewiasty wydobywa się woń przyjemnie kusząca męża", a więc podczas okresu, ponieważ żona jest nieczysta, nie powinna kusić męża. Hindusi wierzą też, że jeśli nieczysta kobieta żuje betel, to jej przyszłe dziecko będzie miało przebarwienia na zębach, a jak wiadomo moda na malowanie zębów przeminęła, z wyjątkiem może małych wiosek, gdzie czasem można spotkać ludzi, którzy mają pomiędzy zębami różnokolorowe kreski.
Kobieta nie powinna wtedy też kąpać się, ani myć, bo jej przyszły potomek utopi się.
Nie wolno kobiecie też w tych dniach związywać włosów. Rozpuszczone włosy to widoczny symbol nieczystości, jeśli miesiączkująca je zwiąże, to jej przyszłe dziecko będzie łyse.


A u nas? Czy w naszej kulturze są jakieś zakazy dla kobiet podczas okresu? Może coś Wam przychodzi do głowy?



Fot. Kobiety pracujące w sezonie na Goa, 2009

***
Wszystko to wiem i jeszcze wielu innych ciekawych rzeczy o kobietach indyjskich dowiaduję się na zajęciach pt. Wizerunek kobiety w kulturze i sztuce indyjskiej, które prowadzi Dr Dorota Kamińska, historyczka sztuki z UMK w Toruniu z Pracowni Sztuki Orientu w ramach genderstudies ISNS UW - bardzo polecam.

czwartek, 3 marca 2011

Indian Women's Day/Kwiatek dla Ewy



W dzieciństwie kobieta podlega ojcu, w młodości mężowi, a kiedy ten umrze, swoim synom; kobieta nigdy nie może być niezależna.

Kodeks Manu - staroindyjski kodeks moralny z ok. II w. p.n.e.


Dla niewiasty nie masz innego boga na ziemi, prócz męża, któremu podobać się jest jej najświętszym obowiązkiem. Posłuszeństwo mężowi bezwzględne jest jedyną niewiast modlitwą (...). Mniej przywiązana do dzieci, wnuków i klejnotów, powinna ze śmiercią męża zginąć na stosie, a świat cały będzie głosił jej cnotę.


Kobieta powinna kąpać się co dzień, namaszczać ciało wodą szafranową, ubierać się czysto, malować sobie brzegi powiek antymonem i kreślić na czole znaki różne (...). Gdy mąż w gniew wpadnie, grozi, znieważa, a nawet bije niesprawiedliwie, żona nie krzyczeć lub uciekać, lecz ze słodyczą ręce jego całować powinna.


J.A. Święcicki, "Historia literatury powszechnej", Tom IV, Warszawa 1902 r., s. 266, za: Ilona Wojtarowicz "Kobieta w hinduizmie" w www.racjonalista.pl